Ironia popularności rzeczy złych

 

ironia

Ironia… Ostatnio zbyt często zastanawia mnie, w jaki sposób dotarliśmy do obecnego poziomu ironii jako społeczeństwo. Jest to poniekąd przerażające, jeśli pomyślimy o tym z perspektywy czasu.

Obecnie, im gorzej jest zrobiona rzecz, tym jest popularniejsza

Nie wiem, gdzie i kiedy po drodze zagubiła się w tym konstruktywna krytyka, ale zastąpiła ją ironia. Dawniej „źle zrobione rzeczy” były odsuwane za margines i nigdy więcej się do nich nie wracało, chyba żeby pokazać czego unikać.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie lubię ironicznych rzeczy. Piosenki, memy, żarty, filmy… Zaryzykuję i powiem, że to właśnie ironia definiuje moje poczucie humoru. Filmy, zrobione tak źle, określane mianem „kiczowatych”, są jednymi z filmów, do których najchętniej wracam. Zombiebobry oglądałam już 4 razy i wiem, że przy następnej okazji na pewno nie odmówię piątego seansu! Celowo zrobiony źle, bawi widza, a przecież wszystko kręci się wokół dobrej zabawy, prawda?

Abstrakcyjne, „awangardowe” memy, graficznie prawie nieznośne dla oka, powtarzające schematy z dawnych lat lub nawet zapowiadające żart, który nie nadchodzi. Zatem jeśli nie ma żartu, dlaczego bawi? Jest zabawny dlatego, że jest nieśmieszny? O co tu w ogóle chodzi? Nie odpowiem na to pytanie, ale z chęcią pobrnę dalej.

Ironiczne piosenki, moje ulubione

PIO SEN KI. Spójrzmy na najnowszy utwór Stachursky’ego. W zaledwie kilka dni osiągnął sporą popularność. Nie dlatego, że piosenka jest dobrze zrobiona, nie ma głębokiego tekstu, zmuszającego do refleksji, ani pięknie wyreżyserowanego teledysku. Słuchając Doskozzzy, bo ten utwór mam na myśli, wielokrotnie zastanawiałam się, czego ja tak właściwie słucham? Wracając z uczelni do domu, powstrzymywałam się od śmiechu, ponieważ Stachursky z każdą sekundą Doskozzzy potrafił mnie zaskoczyć. Było to takie abstrakcyjne, że nie mogłam uwierzyć, że ktoś wypuścił tę piosenkę na poważnie. Jednak włączyłam ją drugi raz, potem trzeci, czwarty… i odkryłam, że dobrze się bawię. W głowie miałam małą imprezę.

Ironia jest okrutna, cierpią na tym dobre utwory

Billy Ray Cyrus również wypuścił nowy kawałek, co prawda jest w nim gościnnie, ale jest! Old Town Road zyskało także wiele fanów, głównie dlatego, że Billy pojawiając się znów na muzycznym rynku, uderza w nostalgię pokolenia, które oglądało Hannah Montana. Razem z Lil Nas X stworzyli country rap, żartobliwie nazywany G-haw i choć takie połączenie może wydawać się złe, ludzie tego słuchają! Sama zostawiłam piosenkę jakiś czas na ripicie… Warto wspomnieć też o PewDiePie’u, który wypuścił własny rap, roastujący rywala na platformie YouTube. Wszyscy wiemy, że Felix nie ma talentu wokalnego, nawet on sam to wie, dlatego jego piosenka Bitch Lasagna jest celowo zrobiona fatalnie, a jednak przez swoją „memiczność” i ironię, wbiła się w gusta widzów. Nawet w tekście autor posługuje się terminologią znaną z memów. To coś w stylu „wyglądam brzydko na zdjęciach, więc zrobię śmieszną minę, żeby ludzie przynajmniej myśleli, że to celowo”. Jak widać taktyka sprawdza się dobrze.

INDIO, CALIFORNIA - APRIL 28: Lil Nas X and Billy Ray Cyrus perform onstage during the 2019 Stagecoach Festival at Empire Polo Field on April 28, 2019 in Indio, California. (Photo by Frazer Harrison/Getty Images for Stagecoach)

Ironiczne powiedzonka też się przyjęły, przynajmniej w mojej codzienności. Dostrzegłam to głównie, kiedy zaczęłam używać skrótu YOLO. Dawniej był wyśmiewany, korzystały z niego tylko żenujące nastolatki, przez co zaczął być używany przez osoby nieco starsze, w celu wyśmiania, aż wszedł w rutynę. Tak, mówiąc osoby nieco starsze, mam na myśli siebie. Zauważyłam, że mówiłam YOLO w sytuacjach, gdzie normalnie powiedziałabym po prostu „raz się żyje”, a oba znaczą to samo i robiłam to poniekąd mimowolnie.

Dlaczego jednak niektóre stwierdzenia są uważane za gorsze od innych, skoro niosą to samo przesłanie? Dlaczego przyznając się do słuchania danego wykonawcy, możemy spotkać się z szyderstwem? Dlaczego „żarty bez żartu” nas bawią? Może ma to związek z tym, że wszystko jakiś czas temu zepchnięte zostało na margines społeczny. Żarty bawiły mniejszość, powiedzeń używała mniejszość, a danego wykonawcy słuchała oceniona z góry grupa ludzi. Skoro teraz większość lubi rzeczy, które lubiła mniejszość, dołączyliśmy do mniejszości czy rzeczy spoza marginesu dołączyły do preferencji większości? Czy aprobujemy to pozornie, czy boimy się przyznać, że należymy do „żenującej mniejszości”? Coraz częściej mam wrażenie, że nasze społeczeństwo to jedna wielka ironia.

Autor

admin

Mam na imię Agnieszka i jestem studentką Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Nic znaczącego nie osiągnęłam, obecnie trochę wędruję przez życie bez określonego planu. Gimnazjum skończyłam z wygraną olimpiadą z języka polskiego, liceum spędziłam na kierunku mat-fiz, a teraz jak widać wróciłam na humanistyczne tory. Lubię myśleć o głupotach i koteczkach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *